PPK: czas kluczowych decyzji

Pierwszy etap wdrożenia Pracowniczych Planów Kapitałowych za nami. Teraz rynek czeka na dane o poziomie uczestnictwa. Rezygnacja z PPK jest decyzją nieracjonalną - przekonują eksperci biorący udział w debacie Interii. Przypominają, że bez zgromadzenia dodatkowych oszczędności czekają nas głodowe emerytury.

- Pierwszy etap procesu wdrożenia PPK w dużych firmach przebiegł bardzo sprawnie. Nie odnotowaliśmy żadnych istotnych problemów po stronie firm takich jak niejasności prawne, problemów z dostępem do informacji czy dostępu do ofert instytucji finansowych. Każda spośród 19  instytucji dopuszczonych do oferowania programu ma swoich klientów, więc wszystkie te podmioty będą aktywnie działały na rynku - stwierdził Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju podczas debaty Interii "Pracownicze Plany Kapitałowe - czy nadszedł czas kluczowych decyzji finansowych?".

Reklama

Na wyniki pokazujące jaka część uprawnionych zdecydowała się na obecność w programie, a jaka zrezygnowała, trzeba poczekać. - Na dziś te dane, które mamy są niereprezentatywne.  Obserwujemy też takie zjawisko, że  niektóre firmy "wypuszczają" jednego pracownika, żeby przetestować system, przepływ informacji w ewidencji. Dlatego obecny stan nie jest miarodajny i bardziej reprezentatywne dane poznamy po 15 listopada - tłumaczy szef PFR.

Dodaje, że jeśli wcześniej okaże się, że duża grupa firm w pełni wdrożyła program, to być może takie dane o partycypacji pojawią się wcześniej.

Znamy już wyniki kilku pierwszych firm, które na koniec września zdecydowały się zawrzeć umowy o prowadzenie PPK. W tej grupie partycypacja była obiecująca, bo wyniosła 62 proc., ale przewidywania dla całej pierwszej fali w jej początkowej fazie są dużo niższe.

- Liczę, że na tym etapie partycypacja wyniesie między 40 a 50 proc., a w dłuższej perspektywie program stanie się standardem rynku pracy w Polsce z poziomem partycypacji blisko 70 proc. Pamiętajmy, że w takich krajach jak Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania, które implementowały podobne rozwiązania, cały ten proces łącznie z budowaniem partycypacji  zabrał 10-20 lat - mówi Paweł Borys. Podaje przykład Nowej Zelandii i Wielkiej Brytanii, w których uczestnictwo na początku wyniosło około 50 proc.

- Taki wynik na początek będzie dobry w Polsce biorąc pod uwagę główne wyzwanie, z którym się mierzymy czyli "syndrom OFE" w połączeniu z trochę niższymi dochodami i niską skłonnością do oszczędzania - mówi szef PFR.

Z czasem więcej osób przekona się do PPK

Łukasz Kwiecień, wiceprezes PKO TFI  potwierdza, że na cząstkowe dane o partycypacji trzeba patrzeć z dużą ostrożnością, bo są firmy, które rzeczywiście na przykładzie jednego pracownika np. z działu kadr sprawdzają działanie systemu. - To jest zgodne ze sztuką, a my widząc jak bardzo różnią się systemy kadrowo-księgowe w poszczególnych firmach wystawiamy specjalne środowisko testowe, żeby to jeszcze ułatwić  - podkreśla.

Wiceprezes PKO TFI uważa, że z upływem czasu ludzie zobaczą, że "są to rzeczywiste pieniądze" i patrząc na osoby,  które biorą udział w PPK,  przekonają się, że te składki wpływają, że można je na bieżąco sprawdzać. -  Sądzę, że spora grupa z tych, którzy teraz podochodzą do programu sceptycznie, nawet jeśli na początku złożą rezygnację, to po pewnym czasie zdecydują, że jednak chcą w nim uczestniczyć -  mówi wiceprezes PKO TFI. Dlatego jego zdaniem w kolejnych miesiącach można się spodziewać rosnącej partycypacji.

Podsumowując pierwszy etap wdrażania PPK Łukasz Kwiecień, przyznaje, że stopień przygotowania firm do tego procesu był bardzo różny, w dużym stopniu uzależniony od ich wielkości. Podkreśla, że teraz wchodzimy w kluczową fazę operacyjną.

- Pamiętajmy, że jest to pierwszy krok we wdrażaniu programu. W piątek minął termin, w którym zgodnie z ustawą umowa o zarządzanie powinna zostać podpisana, ale to dopiero start bardzo ważnego technicznego procesu, aż do 12 listopada gdy mija termin na zawarcie umowy o prowadzenie PPK, czyli de facto wczytanie plików z uczestnikami. Teraz zaczyna się faktyczny okres wdrożeniowy, angażujący działy kadrowe, księgowe, finansowe w firmach i w praktyce okaże się czy te dane są odpowiednio uporządkowane, jak system kadrowo-płacowy może pomóc w wygenerowaniu takiego pliku, itd. - wyjaśnia Łukasz Kwiecień.

Tomasz Dejtrowski, dyrektor ds. wynagrodzeń i świadczeń w Jeronimo Martins Polska, do którego należy sieć Biedronka - największym prywatnym pracodawcy w Polsce przyznaje, że z punktu widzenia firm, wdrażanie PPK to duża operacja logistyczno-organizacyjna. 

- To ogromne wyzwanie i to w kilku wymiarach, zarówno pod względem komunikacyjnym i informacyjnym, jak i przepływu dokumentów. W naszej firmie proces dotyczy blisko 70 tys. pracowników, a przy tym funkcjonujemy w rozproszonej strukturze organizacyjnej, z siecią prawie 3 tys. sklepów, w których nie ma żadnych pracowników administracyjnych, a jest kierownik sklepu, jego zastępcy i pracownicy. Ponadto w ramach sieci mamy też 16 centrów dystrybucyjnych. Dotarcie do wszystkich zatrudnionych, poinformowanie o celach i zasadach programu, udostępnienie jakichkolwiek formularzy czy zebranie deklaracji, jest trudnym zadaniem logistycznym. Zmagamy się też z wyzwaniem związanym z datą 12 listopada i zastanawiamy się, jak zapewnić, że wszystkie dokumenty złożone przez pracowników zostaną terminowo przetworzone i odpowiednio przekazane do PPK. Wypracowaliśmy pewne nowe rozwiązania, będziemy je testować i mam nadzieję, że zadziałają - dodaje.

Podkreśla jednocześnie, że jeśli chodzi o kwestię przekazywania informacji pracownikom na temat programu, to kampania została rozpoczęta już w okolicach czerwca, kiedy w wewnętrznych gazetkach pojawiły się pierwsze artykuły zapowiadające wejście programu.

- Rozmowy z partnerami społecznymi dotyczące wyboru instytucji finansowej rozpoczęliśmy jeszcze wcześniej. Udało się podpisać porozumienie ze wszystkimi stronami i wybrać wspólnie, po konstruktywnym dialogu konkretną instytucję, mimo że wcześniej związki zawodowe składały inną rekomendację w tej sprawie - dodaje.

Jak przyznaje, do pomocy w wyborze instytucji zatrudniono doradcę, który najpierw oceniał około 300 kryteriów, po czym wyłoniono pięć najlepszych instytucji i z tej grupy wybrano ostatecznie PKO TFI, które będzie prowadziło PPK dla pracowników.

Dejtrowski dodaje, że podczas spotkań z reprezentantami pracowników przewijały się podobne pytania dotyczące programu. - Dwa zagadnienia wracały jak bumerang.  Pierwsze to problem z zaufaniem do systemu i porównywanie PPK do OFE, a drugi to bezpieczeństwo tej formy inwestycji - np. pojawiały się pytania czy środki w PPK są gwarantowane tak jak lokaty w banku, czy na programie można zarówno zyskać, jak i stracić.  Te dwa wątki wracały na każdym spotkaniu na wszystkich etapach konsultacji - mówi Tomasz Dejtrowski.

Jego zdaniem kluczowe elementy dla powodzenia programu to zrozumienie kwestii prywatności środków.

- Na razie trudno powiedzieć, czy udało się rozwiać te wątpliwości. Będą trzy kluczowe momenty. Pierwszy to 12 listopada, gdy firmy będą zbierać deklaracje dotyczące uczestnictwa lub braku uczestnictwa pracowników, drugi to ten, kiedy pierwsze wpłaty zostaną przekazane i pracownicy na przysłowiowym pasku płac zobaczą, że pracodawca pobrał pewną kwotę z wynagrodzenia i potem trzeci, kiedy do osób, które będą uczestnikami PPK dotrze informacja o tym, że mają specjalne konto z loginem, na którym mogą sprawdzać wpłaty i stan oszczędności. Przewiduję, że wówczas część osób, które na początku zrezygnowały, zreflektuje się i - zachęcona przykładem swoich kolegów - zmieni swoją decyzję - przewiduje przedstawiciel JMP.

Paweł Borys podkreśla, że efekt przejęcia przez rząd PO-PSL części aktywów OFE okazał się dużo gorszy niż przewidywano i gdyby nie było tych złych doświadczeń to łatwiej  byłoby przekonywać Polaków do oszczędzania w PPK.

Rezygnacja z PPK jest nieracjonalna

Problemy z zaufaniem, to główna bariera. Eksperci podkreślają też, że powinniśmy zmienić nawyki i zacząć oszczędzać długoterminowo, bo emerytury z obowiązkowego systemu będą wręcz głodowe.  Ale czy Polaków stać na oszczędzanie?

- Biorąc pod uwagę jakie emerytury czekają nas w przyszłości, to nie stać nas na to, żeby nie oszczędzać w PPK. Stopa zastąpienia (relacja emerytury do ostatniego wynagrodzenia - red.) wśród młodych osób, które są stosunkowo niedługo na rynku pracy spadnie do poziomu 30 proc.  Na pewno PPK są ważnym krokiem w kierunku zabezpieczenia finansowego tych osób już po przejściu na emeryturę - ocenia Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.  Choć  zastrzega, że nie można tworzyć złudzenia, że przy minimalnej łącznej  wpłacie do PPK rzędu 3,5 proc. wynagrodzenia problemu niskich świadczeń w przyszłości zostanie rozwiązany.  To pozwoli go tylko trochę złagodzić.

- Warto pamiętać, że składkę w ramach PPK można dobrowolnie zwiększyć do łącznie 8 proc. i wówczas ten efekt będzie zdecydowanie bardziej odczuwalny -  mówi Kozłowski. Jednocześnie zastrzega, że trudno powiedzieć  o ile PPK poprawią sytuację na emeryturze, bo sposób wypłaty środków z PPK jest inny niż w przypadku wypłaty emerytury. Emerytura jest wypłacana dożywotnio, a oszczędności z PPK przez określony czas.

- Dobrze by się stało, gdyby w perspektywie kolejnych lat pojawiła się możliwość wypłaty oszczędności w PPK w formie renty dożywotniej. Wówczas w przypadku długiej aktywności zawodowej i przy podwyższonej składce na PPK, ta stopa zastąpienia może być podwyższona aż o 14 pkt proc. i wówczas miałoby to realny wpływ na sytuację osób po przejściu na emeryturę- dodaje ekspert FPP.

Uczestnicy debaty zgodnie podkreślają, że PPK jest benefitem dla pracownika i nie tylko nie pomniejsza im wynagrodzenia, ale jest wręcz podwyżką wynagrodzenia. Z zastrzeżeniem, że środki trafiają na inne konto, ale cały czas są nasze i prywatne oraz - co ważne - w każdej chwili możemy je wypłacić.

Łukasz Kozłowski podkreśla, że z tego względu bardzo ważne jest zrozumienie, że wpłaty na PPK nie obniżają wynagrodzenia, tylko trafiają na inne konto i do których drugie tyle jest dopłacane. - To jest bardzo korzystna forma dla pracowników i nawet  w negatywnym scenariuszu, gdyby wyniki inwestycyjne nie byłyby zachwycające, to schodzą one na dalszy plan, bo dla pracownika bilans pozostaje korzystny - wskazuje Kozłowski.

- To jest oczywisty benefit, bo nawet jeśli pracownik potraktuje PPK nie jako program z myślą o emeryturze, ale jako doraźny oszczędnościowy, co nie jest wprawdzie zgodne z duchem programu, to nawet  jeśli wypłaci te środki za jakiś krótki czas, to  jest to dla niego korzystne. Zawsze będzie na plusie, gdyż wypłaci nie tylko swoje wpłaty, ale i lwią część dopłaty pracodawcy - dodaje Łukasz Kwiecień.

 - Jeśli ktoś ma choćby  minimalną wiedzę o tym jak ten program działa, to decyzja o rezygnacji z udziału w nim jest zupełnie nieracjonalna. Nie mówię o tym z punktu widzenia mojej funkcji zawodowej, ale to jest czysta matematyka - konkluduje wiceprezes PKO TFI.

Czy pracodawcy powinni zachęcać pracowników do uczestnictwa w programie czy tylko ograniczyć się do rzetelnego poinformowania o zasadach jego działania?

- W tej kwestii jesteśmy "pozytywnie neutralni". Staramy się przekazać rzetelną informacji. W naszej firmie można ją pozyskać z wielu źródeł. Oczywiście łatwiej jest przekazać taką informację pracownikowi biurowemu, który na bieżąco korzysta ze służbowej poczty mailowej niż np. pracownikowi centrum dystrybucyjnego czy sklepu. Dlatego sięgamy po różne formy. Teraz do naszych pracowników docierają ulotki - mówi Tomasz Dejtrowski.

W tym momencie JMP koncentruje się na informowaniu o PPK i jego wdrażaniu, ale zastanawia się nad uatrakcyjnieniem programu.

-  W tym roku i w 2020 nie planujemy zmian, ponieważ uznaliśmy, że najważniejsze to dobrze wdrożyć program PPK. Ponadto jest wiele niewiadomych, dotyczących kosztów osobowych związanych m.in. z zapowiadanym wzrostem płacy minimalnej czy też likwidacją tzw. 30- krotności.  Analizujemy różne pomysły i warianty uatrakcyjnienia tego programu i pewnie kolejne lata przyniosą jakieś rozwiązania. Zdajemy sobie sprawę, że gros naszych pracowników to osoby, których zarobki nie są wysokie, jeśli ktoś zarabia 3-3,5 tys. zł brutto to kwota nawet 70-80 zł może wywoływać dylemat czy kupić dziecku buty czy odłożyć pieniądze na okres emerytalny - tłumaczy Tomasz Dejtrowski. Jego zdaniem dobre byłoby uelastycznienie zasad działania programu np. o możliwość wniesienia przez pracodawcę jednorazowej wyższej składki.

Paweł Borys przypomina, że w przypadku osób o najniższych wynagrodzeniach,  łącznie uzyskujących do 1,2 krotności płacy minimalnej jest możliwość obniżenia składki po stronie pracownika do 0,5 proc.

Bez dodatkowych oszczędności czekają nas głodowe emerytury

Zdaniem Łukasza Kwietnia na ewentualne deklaracje o  proponowaniu wyższych wpłat przez pracodawców trzeba poczekać aż program okrzepnie, pracownicy go poznają, zobaczą że działa. Kto powinien najbardziej się bać niskiej emerytury i zainteresować się oszczędzaniem w PPK?

Eksperci przypominają, że PPK są korzystne dla każdego, ale zwłaszcza osoby, które są na rynku pracy stosunkowo krótko powinny mieć świadomość tego, że mają możliwość partycypowania w PPK przez kilka dekad i w ich przypadku ten program w największym stopniu poprawi przyszłą sytuację, bo uda im się zgromadzić spory kapitał, a ich środki w programie  będą pracować długo.

- W grupie którą czekają niskie emerytury są wszyscy, którzy zaczęli pracować po 1999 roku, ponieważ  nie załapali się na bardziej korzystną formę ustalania tzw. kapitału początkowego. W przypadku kobiet spodziewana stopa zastąpienia jest niższa niż w przypadku mężczyzn. Są szacunki, które pokazują, że w niektórych grupach wyniesie ona zaledwie 20 proc. (ostatniej pensji - red.). Wynika to stąd, że kobiety wcześniej wychodzą z rynku pracy, mają przez to niższy zgromadzony kapitał, a oczekiwana długość trwania ich życia jest wyższa. Kobiety mają więc dodatkowe argumenty przemawiające na rzecz uczestnictwa w PPK - wyjaśnia Łukasz Kozłowski. 

Warto przypomnieć, że osoby teraz przechodzące na emeryturę mają świadczenia z mieszanego, częściowo bardziej korzystnego, systemu.  W przypadku młodych osób  konieczna jest większa indywidualna zapobiegliwość. Najsłabiej zarabiający mogą obniżyć wpłaty do PPK tylko do 0,5 proc. pensji  przy utrzymaniu poziomu dopłat ze strony pracodawcy i państwa. Więc dla tej grupy PPK są szczególnie korzystne.

Wyzwaniem jest wypracowanie nawyku oszczędzania, bo  jak pokazują dane stać nas już na to. Paweł Borys powołuje się na dane GUS, które pokazują, że 80 proc., gospodarstw domowych ma już istotne nadwyżki dochodu rozporządzalnego nad wydatkami, a średnio taka nadwyżka to  ponad 25 proc. wynagrodzenia.  

- Dlatego to idealny moment na wdrożenie programu PPK. Gospodarstwa domowe mają wolne środki, depozyty w bankach rosną, a problem  polega na tym jak nimi zarządzamy, bo  zdecydowana większość to krótkie depozyty bądź bieżące nieoprocentowane, więc PPK pozwala nadwyżki zdecydowanie efektywniej lokować - argumentuje prezes PFR.

Uczestnicy debaty rozprawiają się też z obawami, że środki w PPK posłużą finansowaniu nieefektywnych rządowych inwestycji.  - Równie dobrze ten sam zarzut można byłoby skierować do TFI, bo one inwestują w ten sam sposób.  Polityka inwestycyjna w PPK jest bardzo nowoczesna i możliwie bezpieczna. Daje balans między możliwością uzyskania dobrej stopy zwrotu w długim terminie, a ryzykiem. Jest dostosowana do wieku uczestnika i  jest wiele rodzajów inwestycji: zagraniczne, polskie akcje, obligacje, inne popularne wśród funduszy formy czyli możliwość inwestowania w fundusze infrastrukturalne czy nieruchomościowe - tłumaczy Borys.

Jak dodaje Łukasz Kwiecień często pojawia się zarzut, że w polskich realiach PPK będą inwestować w WIG 20, a tam są największe firmy, w dużej części kontrolowane przez Skarb Państwa. - To jest z jednej strony śmieszne, a z drugiej pokazuje niezrozumienie tego jak  wyglądają transakcje giełdowe. Jak w takim układzie miałaby wyglądać polityka inwestycyjna określona w ustawie?  Na pakowaniu środków w niepłynne małe spółki? - pyta retorycznie.

Zdaniem Pawła Borysa duży wpływ na postrzeganie programu mogą mieć preferencje polityczne. Badania CBOS pokazały, że PPK popiera ponad 85 proc. wyborców PiS i tylko połowa wyborców opozycji. - Widzę to w komentarzach na Twitterze i to jest ciekawostka, bo dotychczas wydawało mi się, że preferencje polityczne nie wpływają na decyzje finansowe - wskazuje Borys. Dodaje, że co najmniej raz w tygodniu ma zapytania od funduszy emerytalnych ze świata o możliwość inwestowania w Polsce w projekty infrastrukturalne, w tym w Centralny Port Komunikacyjny.

- Infrastruktura jest idealną klasą aktywów dla funduszy emerytalnych, to długoterminowy horyzont, przewidywalny cash flow. Wiele krajów jak Holandia połowę swojej infrastruktury wybudowały z pieniędzy funduszy emerytalnych przy dobrej stopie zwrotu - przekonuje.

Kwiecień dodaje, że uczestnik PPK zarządzanego przez PKO TFI widzi cały portfel inwestycyjny, bo jest on co miesiąc publikowany. Uczestnik jest automatycznie przypisywany do subfunduszy zgodnie ze swoich wiekiem, ale może to zmienić.

- Jeśli ktoś będzie miał awersję do inwestowania na giełdzie w akcje to może wybrać bezpieczne i defensywnie nastawione subfundusze. Ale trzeba pamiętać, że pomysł funduszy cyklu życia jest sensowny, bo jest związany z realnym czasem, który pozostał do inwestowania, opierającym się na doświadczeniach rynków -  tłumaczy Kwiecień. Dodaje, że ustawa wymusza dywersyfikację inwestycji.

Polski program PPK jest w dużym stopniu wzorowany na brytyjskim. Tam w  trakcie jego trwania minimalna składka była podwyższana.

Prezes PFR pytany czy podobnie może być w Polsce mówi, że nie ma takich planów.

- Z konsultacji społecznych wynika, że nie należy tego robić. Konstrukcja  PPK ma być bodźcem do gromadzenia oszczędności, ale ma nie wymuszać konkretnych kwot.  Już teraz jest możliwość dobrowolnego podniesienia wpłat, ale to pozostawiamy do decyzji pracodawców - mówi Paweł Borys.

Monika Krześniak-Sajewicz

Dowiedz się więcej na temat: PPK | oszczędzanie | emerytura
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy